środa, 21 września 2011

Babeszjoza - dzień trzeci

Znów w lecznicy, może się uda bez następnej kroplówki? Kolejne ukłucia... wynik badania? nie udało się. Leżymy więc znów na kocyku - nie tylko my, Kairo także jeszcze nie wyszedł do domu.

Po cichutku czekamy, aż skapie co ma skapać. W międzyczasie inne atrakcje, m.in. zastrzyk od którego Pieskowi aż łapy się ugięły. Bolało, bardzo. Łzy w oczach, boję się odezwać do lekarza, żeby się nie rozkleić. Po chwili znów zostałyśmy same, Piesek spokojniejszy, obie czujemy, że jest lepiej. Ona zmęczona przysypia, ja jeszcze roztrzęsiona, próbuję się na czymś skupić. Przyszła następna kroplówka, tym razem podskórna - ta idzie szybciutko.

Na koniec ostatnie badanie i zalecenie od lekarki: nerki ok, brać leki na wątrobę. Wizyta za 1,5 tygodnia. Dzwonię po Pańcia, żeby nas zabrał do domu.

Piesek podniósł łepek:
- Czyli możemy już wrócić do domu?...

- Tak, myszko, jedziemy do domu. I jutro nie wracamy!

- I nie będą już kłuć?...

- Nie, słonko. Nie będziemy już dziurawić futerka. Już tylko pigułki, w serku topionym. Może być?

- Faaajnie...

Pańcio przyjechał. Wróciliśmy do domu. Piesek powędrował od razu do kuchni:
- To gdzie ten serek?
Naprawdę jest lepiej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz